Premiera Rudej w Ameryce z Browaru De Facto



W weekend w Cześć po raz pierwszy spotkałam się z piwami z Browarem De Facto. A stało się to przy okazji premiery Rudej w Ameryce. Zacznę od dość smutnej refleksji: kiedy próbuję kilku piw z nieznanego mi wcześniej browaru i żadne z nich nie jest wadliwe, to się cieszę. Przykre, prawda? Tak nie powinno być. Niestety, polskie browary rzemieślnicze/kontraktowe - szczególnie te młodsze - wciąż tak często wypuszczają wadliwe piwa, że sam brak wad zaczyna być zaletą.



I akurat w przypadku De Facto byłam mile zaskoczona, bo wszystkie piwa, których spróbowałam, nie były wadliwe. Nie były też oczywiście idealne, ale przynajmniej nie miały wad. Premierowa Ruda w Ameryce (Orange AIPA) to zdecydowanie najlepsza pozycja z czterech, które piłam. Jest goryczka, jest mocno cytrusowy aromat (dzięki dodatkowi zestu pomarańczy i grejpfrutów), jest też delikatnie wyczuwalny Mosaic, który może część osób zniechęcić. Ale nie jest to silnie mosaicowe piwo.


Granat Chmielowy (AIPA) ma nazwę bardzo niedopasowaną do samego piwa. Zdecydowanie brakuje mu aromatu, a po Granacie Chmielowym spodziewałabym się 1) wybuchającej butelki; 2) buchnięcia aromatu. Jest trochę żywiczności, ale nazwa nastawia na więcej. Mało intensywny aromat jest też problemem Mgławicy (American Wheat), ale cała reszta jest w tym piwie bardzo przyjemna.


Z kolei El Dorado (American Chocolate Brown Ale) brakuje trochę ciała i odrobinę wysycenia, ale poza tym to całkiem fajny, niezobowiązujący brown ale z delikatnie kakaowym aromatem pochodzącym z dodatku ziaren kakaowca. Z trochę większą ilością ciała byłoby super, szczególnie z pompy.


Komentarze