Warszawski Festiwal Piwa - dzień trzeci i ostatni

Warszawski Festiwal Piwa już za nami. Wrażenia z całości opiszę, jak już troszkę ochłonę i ułożę sobie w głowie wszystkie zebrane informacje. Tymczasem kilka piw z soboty, których miałam okazję spróbować. Coś do polecenia, coś do odradzenia...


Kooperacyjne piwo Hopium i Piwnego Podziemia, Saltnisław Leem - amerykańska pszenica z solą i cytryną - to strzał w 10 na zbliżające (mam nadzieję) upały. Orzeźwiające, bardziej cytrusowe niż słone.


Zawiszy Czarnego z Browaru Łańcut trzeba było spróbować. Co krok ktoś mnie zagadywał i pytał, czy już piłam, bo świetny. I rzeczywiście. To RIS leżakowany w beczkach po bourbonie. Bardzo ułożony. W aromacie mocno waniliowy, kokosowy i czekoladowy. Nie czuć alkoholu.


Strawberry-Mango Milkshake z Piwnego Podziemia wygląda jak coś, czego nie powinno się pić, ale aromatem i smakiem powala. Na pierwszym planie jest truskawka, mango pojawia się gdzieś w dalszej kolejności. Goryczka jest bardzo, bardzo delikatna.


NeBir - kooperacja Birbatna i Nepomucena - to tropical weizen IPA. W praktyce oznacza to mocno nachmieloną pszenicę z mango i ananasem, przy czym ja tam mango nie wyczułam, ale ananas jest dość wyraźny. Dominują typowe banany i goździki.


ART11 Double Cherry Rauchweizenbock, kooperacja Browaru Stu Mostów i Naparbier, to coś dla miłośników zdecydowanych wędzonek. Aromat wiśniowy jest raczej obecny pod postacią aromatu z drewna czereśni, którym wędzone były słody. Trochę taka wiśniowa kiełbasa. 0,3 l wypiłam z przyjemnością, ale z większą ilością miałabym problem. Intensywne.


Ech, Cztery Ściany... Mam zasadę, że każdemu browarowi daję co najmniej dwie szanse, zanim zacznę go omijać szerokim łukiem. Pierwszym piwem z Czterech Ścian, które piłam kilka miesięcy temu, był strasznie wychwalany przez część blogerów milk stout. Przepraszam za brzydkie słowo, którego za chwilę użyję, ale inaczej się nie da tego opisać. Piwo waliło gównem. Przy barze siedziały trzy osoby, wszystkie - plus barman - wyczuły to samo. No ale początkującym browarom zdarzają się wpadki, więc na WFP postanowiłam sprawdzić, czy coś się zmieniło, i wzięłam Altanę - IPA z różą i hibiskusem. Strasznie słodkie, karmelowe, za cholerę nie ma tam ani cech IPA, ani fajnej cierpkości hibiskusa. Męczące. Wylałam.


Festiwal zakończyłam bardzo przyjemnym doznaniem - jopejskim z Browaru Olimp. Zdjęcie może tego nie oddawać, ale piwo było sprzedawane w pojemności 40 ml za 10 zł. Fantastyczne, warto brać przy kolejnej okazji. Niesamowicie intensywne, słodkie, syropowo-likierowe, w aromacie mnóstwo suszonych owoców (figi, daktyle, śliwki, rodzynki...), kawa, czekolada, orzechy. Zdecydowanie najlepsza rzecz, jaką zrobił Olimp. Jeżeli zapakują to w jakieś ładne butelki, będę kupować na prezenty :)

Zobacz też:
Wrażenia po pierwszym dniu Warszawskiego Festiwalu Piwa
Drugi dzień Warszawskiego Festiwalu Piwa

Komentarze