Wizyta w Maryensztadt Craft Beer & Food. Testuję jedzenie


Maryensztadt Craft Beer & Food otworzył się tydzień temu, kiedy akurat byłam na wakacjach. Przy pierwszej możliwej okazji, czyli w niedzielę, wpadłam sprawdzić, jakie jedzenie serwuje. Bo piwo z Browaru Maryensztadt testowałam już wielokrotnie.



Lokal jest na warszawskim Starym Mieście przy ul. Szeroki Dunaj. W miejscu, w którym przez lata funkcjonowała restauracja Rycerska. Pozostał po niej charakterystyczny malunek ścienny. Przyszły Maryensztadt odwiedziłam jeszcze w marcu, kiedy trwał remont. Pisałam wtedy, że miejsce jest ogromne (bo jest) i że latem mają funkcjonować dwa ogródki. Na razie czynny jest tylko jeden - przed wejściem.


Podczas marcowej wizyty dowiedziałam się też, że lokal ma łączyć polską kuchnię z piwami Maryensztadtu i zaprzyjaźnionych browarów. I właśnie dla kuchni wpadłam na Szeroki Dunaj. Żeby nie przedłużać, napiszę od razu, że zakochałam się w tym jedzeniu. Jeżeli chodzi o miejsca w Warszawie, w których jest duży wybór piw i można zjeść coś naprawdę dobrego, to Maryensztadt nie ma sobie równych. W Polsce ma - mowa oczywiście o Browarze Stu Mostów (przeczytaj: Browar Stu Mostów, czyli najlepsze jedzenie we Wrocławiu). Kuchnia obu tych miejsc jest zupełnie różna, ale tak samo dobra. Ale po kolei.


W niedzielę serwowane było tylko menu degustacyjne (tak, jest w nim literówka). Wszystkich pięciu dań można było skosztować za 62,50 zł, a trzech dowolnych - za 37,50 zł. Do każdego dobrane jest jedno wliczone w cenę piwo w pojemności 0,15 ml. Wzięłam oczywiście większą opcję.


Pierwsze na stole zagościło czekadełko - wędzony jesiotr z serem. Przywykłam do tego, że czekadełkiem jest chleb i smalec, ale przymknęłam oko na tę niedogodność ;) i zjadłam jesiotra. Dodam jeszcze w tym miejscu, że na kartce, która pełniła funkcję podkładki, znajdowały się informacje o dostawcach wszystkich wykorzystywanych w restauracji składników.


Pierwsze danie, opisane jako "Botwina / chrzan /  jajko", okazało się kremowym, kwaskowatym chłodnikiem. Do niego dobrano Pszeniczny Blond z truskawkami i rabarbarem. Trochę zdziwiło mnie podanie piwa do popijania zupy, ale połączenie smaków było całkiem udane.


Później na stół wjechała jagnięcina z ziemniakiem, boczniakiem i fasolką. O obecny na talerzu biały proszek dopytałam kelnerkę (nie mogłam go zidentyfikować) i okazało się, że to... koperek. Fajnie. Jagnięcina delikatna i wręcz kremowa. Trochę szkoda, że dobrano do niej trochę zbyt agresywnie gorzki na to zestawienie Wunder Bar 13, osobiście wybrałabym Mi To Żyto.


Kolejny był pstrąg ze śmietaną i porem. Na pewno był to najsmaczniejszy por, jakiego jadłam w życiu :) Pstrąg też bardzo dobry i efektownie podany. Do tego klasyczne połączenie z rybą - piwo pszeniczne (chyba Wheat You).


Po poprzednich daniach wiedziałam już, że wołowina z kalafiorem i jeżynami zrobi wrażenie. I rzeczywiście: mięso delikatne, rozpadające się, a kalafior fajnie przypalony. Dużo umami. Do tego Jack Strong.


No i zwieńczenie całego wysiłku włożonego w jedzenie - deser "Agrest / czekolada" z dobranym Sweet Sixteen. Miałam nadzieję, że będzie do niego podany nowy agrestowy Sourtime, którego nie miałam wcześniej okazji spróbować, ale pewnie w momencie układania menu jeszcze nie był gotowy. Więc zamówiłam go po posiłku i okazał się dość kwaśny, mocno agrestowy i zaskakująco treściwy.


Dla jedzenia wrócę na pewno i pewnie nawet będę wracać dość regularnie. Ale żeby nie było zbyt różowo, muszę też wspomnieć o problemach. Piwo do pstrąga przyszło, jak już byłam w połowie dania. Z kolei dwa kolejne kelnerka przyniosła jednocześnie, "bo barman już nalał". I tak stało sobie Sweet Sixteen i czekało na swoją kolej, podczas gdy piłam Jacka Stronga. Rozumiem, że to początki i pewnie trzeba jeszcze trochę personel doszkolić. Dobrze by było, gdyby ktoś zwrócił obsłudze uwagę na to, że tak się nie robi.


Trudno też nie zauważyć, że lokal otwarto trochę przedwcześnie. Widać, że remont jeszcze jest w toku, a napis nad drzwiami wygląda na przymocowany na szybko - krzywo.


W trakcie konsumpcji mogą nieco zaskakiwać widoki za oknem. Z mojego stolika widać było samochód, który ewidentnie służy za dom i nie jeździ. A pomiędzy daniami za ścianą obok mnie ustawił się bezdomny pan, który zaczął w moim kierunku bezceremonialnie oddawać mocz. Nasze spojrzenia spotkały się w oknie.



Zobacz także:

Komentarze