Otwarcie Eufemii... raz jeszcze. Drugi raz testuję kuchnię


Eufemia dzisiaj znowu się otwiera. To nie tak, że od ostatniego otwarcia zdążyła się już zamknąć. Po prostu otwiera się jeszcze raz, z przytupem.




Myślałam, że po tym, jak surowo oceniłam babkę ziemniaczaną (zobacz: Wizyta w Eufemii. Nowe miejsce na piwnej mapie Warszawy), już więcej mnie do Eufemii nie wpuszczą 😉 A tymczasem skrytykowaną babkę zdjęli z menu (nie tego chciałam! mogli ją po prostu poprawić!), a mnie zaprosili na kolację, żeby przedstawić swoje dania inspirowane kuchnią nowojorską.


Tym razem nad tym, co działo się w Eufemii, czuwał Arek Suchecki z Browaru Karuzela (na zdjęciu wyżej), który odpowiada w lokalu za piwo. Byli też właściciel lokalu Marek Łaba (na zdjęciu niżej) i szef kuchni Michał Blicharski (którego na zdjęciach nie mam). 


Eufemia przedstawiana jest jako "tap bar z 12 kranami, łączący slowfoodową kuchnię nowojorską z klasyczną polską, w restauracyjnej jakości. (...) Tap bar, któremu przyświeca idea łączenia wegan i mięsożerców przy jednym stole". No i akurat siedziałam przy jednym stole z wegetarianami, więc prawie się zgadza.


Z przekąsek, które znajdowały się na stole, skusiłam się na kanapkę reuben z pastrami i bułkę, też z pastrami. Nie próbowałam wszystkiego, bo niestety nie pozwalają mi na to alergie. Zresztą mimo zachowania ostrożności, i tak zjadłam coś, czego nie powinnam. Nie przy wszystkich pozycjach w menu był podany skład... I teraz liżę rany. 


Cóż, kanapki wypadają zdecydowanie lepiej niż nieszczęsna babka ziemniaczana. Pastrami jest bardzo udane - wędzoność jest dosłownie symboliczna, za to dużo jest ziół, a dominuje smak tłusty. Tak powinno być. Przy czym polecam raczej kanapki, a nie mięso w bułce.


W przypadku bułki mamy do czynienia z trochę mniej korzystnymi proporcjami mięsa do pieczywa. O ile dobrze zrozumiałam, dostaliśmy wersję degustacyjną bułki, więc możliwe, że w przypadku takiej "normalnej" wielkości proporcje wyglądają nieco inaczej. Tak czy inaczej polecam kanapki z chlebem. Bułka - jakkolwiek smaczna - jest sucha i zapychająca.


Towarzysze przy stole bardzo chwalili śledzia z musem z buraka i kakao, którego nie spróbowałam (alergia), ale właściwie to chwalili wszystko, więc nie wiem, na ile można im ufać 😉


Bardzo dobry był też pasztet z wątróbki.


Zanim przejdę do dań podanych do stołu, na chwilę się zatrzymam, żeby poruszyć kwestię foodpairingu. Bo tu akurat jest duże pole do popisu, a potencjał jest właściwie zupełnie niewykorzystany. Nie ma tu proponowanych piw dopasowanych do dań, czyli tego, co robią np. Maryensztadt craft beer & food i Browar Stu Mostów. Właściwie gdyby nie luźna rozmowa o foodpairingu z szefem kuchni, to można by było uznać, że część kuchenna i część barowa Eufemii istnieją zupełnie niezależnie od siebie. O ile z takim podejściem nie mam problemu w multitapach, w których serwowane są raczej przekąski do piwa, o tyle normalnie funkcjonująca kuchnia aż się prosi o to, żeby połączyć ją z piwem.


W zupie z grzybów leśnych było mnóstwo pieprzu. Wiem, że taki był zamysł (szef kuchni wyjaśniał, że grzyby lubią pieprz), ale... Tam było naprawdę bardzo dużo pieprzu. Grzyby toczyły z pieprzem nierówną walkę o dominację nad zupą.


W pierwszej chwili myślałam, że taki feralny talerz pieprzu mi się trafił, ale kolega siedzący obok też nabrał sobie z talerza łyżkę pieprzu. Pieprz. Wszędzie pieprz.


Policzki wołowe z puree musztardowym, szpinakiem macerowanym i kiełkami groszku były pyszne. Trochę za twarde, ale poza tym super. Z czystym sumieniem mogę polecić.


Na deser było przyzwoite brownie z ciekawym sosem rozmarynowo-truskawkowym i miechunką.


Czy Eufemia zrehabilitowała się po przesolonej, przypalonej i tłustej babce? Tak. Następnym razem może zamówię kanapki do piwa.


Zobacz też:

Komentarze