Wiedeń i piwo. Miniprzewodnik po browarach i pubach



Wiedeń - tak jak Salzburg - nie był nigdy na liście miast, które koniecznie chciałam odwiedzić. Ale jedną z cech mojego drugiego - obok piwa - hobby jest to, że nie zawsze jeździ się tam, gdzie się chce. A hobby tym jest jeżdżenie na koncerty Boba Dylana. I tak oto odwiedziłam Wiedeń i przetestowałam lokalne piwa.


Przed wyjazdem przeczytałam tekst na blogu Jerry Brewery, w którym Jurek pisze, że Wiedeń nie zrobił na nim wrażenia. No, nie zachęciło mnie to do odwiedzenia stolicy Austrii.


Im więcej jednak czytałam o Wiedniu, tym bardziej byłam podekscytowana wyjazdem. Miejsce, w którym tworzyło tylu wybitnych artystów, myślało tylu myślicieli... Chciałam wrócić do Polski z relacją, która pokazałaby Jurkowi, jak piękny jest Wiedeń. Miasto, w którym działał mój ulubiony autor książek z dzieciństwa Zygmunt Freud... Dwóch Straussów, Asperger, Maria Antonina, Falco, Schroedinger... O, właśnie. Do przyjazdu do Wiednia to miasto było dla mnie kotem Schroedingera - jednocześnie zachwycające i niezachwycające aż do momentu, kiedy otworzę pudełko.


Otworzyłam to pudełko w połowie kwietnia i... cholera jasna, jakie to miasto jest nudne. No, nie zachwyca. Jest piękne i potwornie, przeraźliwie nudne.


Budynki są idealne, zieleń - idealna, układ miasta - idealny. Nic się nie wyróżnia. Wszędzie pełno męczącej symetrii.


Spójrzcie na drzewa za fontanną (nie, to nie jest Photoshop). To jest dla mnie symbol nudy panującej w Wiedniu. Wszystko jest tak potwornie idealne, że aż nic nie przyciąga wzroku.


W pałacu Schönbrunn i jego otoczeniu można spędzić cały dzień, ale i tak wyjść z dziwnym uczuciem niedosytu.


Po zwiedzeniu pałacu (a wzięłam największy pakiet, jaki był oferowany - ze zwiedzaniem wszystkich dostępnych komnat) miałam wrażenie, że i tak nic nie widziałam i nie dowiedziałam się niczego nowego o Habsburgach. OK, zobaczyłam łóżko, w którym zmarł Franciszek Józef. Swoją drogą, było to trochę surrealistyczne przeżycie. Tłumy turystów żujących gumę przechodzą z rękami w kieszeniach obok łóżka, w którym wyzionął ducha cesarz.


Wiedeń tak mnie znudził i zmęczył, że skróciłam pobyt w nim o jeden dzień i w drodze do Polski zahaczyłam jeszcze o Ołomuniec.


Stolicy Austrii nie pomogła na pewno oferta piwna. Odwiedziłam kilka browarów i multitapów, w których było... tak sobie.


1516 Brewing Company

Nazwa 1516 Brewing Company może się kojarzyć z rokiem wprowadzenia Bawarskiego Prawa Czystości. Całe szczęście browar tego prawa się nie trzyma.

Do brewpubu 1516 wpadłam tuż po przyjeździe do Wiednia. Później przekonałam się, że to jedno z najciekawszych piwnych miejsc w tym mieście. Jedno z nielicznych, w których warzone są piwa nowofalowe. 


Jedna z rzeczy, które mnie bardzo zdziwiły w 1516 (chociaż po wizytach w kolejnych wiedeńskich pubach zaczęłam się do tego przyzwyczajać), to bardzo mały wpływ na możliwość wyboru stolika. Po wyraźnej prośbie o stolik w ogródku zostałam zaprowadzona na pierwsze piętro. Myślałam, że to kwestia bariery językowej, ale później przekonałam się, że to chyba jednak miejscowa norma.


Pewną egzotyką dla nas może być też to, że w Austrii wciąż można swobodnie palić w lokalach.


1516 ma 10 kranów z własnymi piwami. Są sprzedawane w pojemnościach 0,1 l, 0,25 l, 0,4 l i 1,5 l. Za 0,4 trzeba zapłacić od 3,40 do 4,50 euro.


Zamówiliśmy dwa piwa - Slipper Pale Ale i Big Dick Nick NE IPA. Oba były OK. Nie szalałabym z zachwytami nad nimi, ale na tle innych wiedeńskich brewpubów 1516 zdecydowanie wyróżnia się na plus.


Oba piwa były bez wad, przyjemne.


W 1516 jest też kuchnia, ale nie korzystałam.



Salm Bräu

Salm Bräu najlepiej odwiedzić przy okazji wycieczki do Belwederu. Idąc od pałacu w dół przez ogród (w stronę "Dolnego Belwederu"), dojdziecie dokładnie do browaru.


Brewpub chwali się długą historią miejsca, w którym się znajduje. Jakoś na przełomie XVII i XVIII w. była tam winiarnia należąca do burmistrza Wiednia Jakoba Daniela Tepsera. Później znajdował się tam klasztor salezjański.


Salm warzy piwa w pięciu stylach, pojemności i ceny możecie zobaczyć na zdjęciu. Jest też deska, na której mieszczą się wszystkie salmowe piwa. 


Wszystkie piwa były... bardzo takie sobie. Pils zapadł mi w pamięć najbardziej, bo był mocno kukurydziany. Dla piwa nie warto odwiedzać Salm.


Można za to wpaść dla wystroju i dla jedzenia (o austriackiej kuchni będzie oddzielny wpis). Salm jest jednym z - jak się okazało - nielicznych miejsc, w których można dostać prawdziwe sznycle wiedeńskie.


I jeszcze taka ciekawostka znaleziona na ścianie. Chyba pomylili nazwę ;)



Charlie P's

Charlie P's to pub z przyjemnym wystrojem nawiązującym do klasycznych pubów irlandzkich.


Na stronie pub twierdzi, że ma ponad 30 kranów. W karcie znalazłam ponad 20. Problem w tym, że wybór piw jest mało ciekawy. Był m.in. Guinness, kilka piw O'Hara's, Pilsner Urquell, Leffe Blonde, Hoegaarden... Widać, że jest to pub skierowany raczej do szerszego grona, a nie do miłośników piw rzemieślniczych.


Wypróbowałam dwa piwa z Me And Uwe Brewing Company - browaru kontraktowego Charlie P's: Go Charlie, It's Your Birthday (irish red ale) i Hop In The Name Of Love (pale ale). To pierwsze było jedną z najgorszych rzeczy, jakie piłam od miesięcy. Maślano-warzywna mieszanka. Drugie nie odrzucało aż tak bardzo, ale też nie było udane.


Szczerze mówiąc, Charlie P's z czystym sumieniem można sobie odpuścić podczas pobytu w Wiedniu.


Mel's Craft Beer

Mel's jest multitapem skierowanym raczej do beer geeków i jest w nim w czym wybierać. Na kranach jest sporo piw zarówno austriackich, jak i zagranicznych.


Skompletowałam sobie deskę złożoną z samych browarów austriackich (numeru 5 jednak nie mieli, więc zamiast niego wzięłam jakiś cydr).


Mąż z kolei zamówił same piwa zagraniczne (jest spory wybór dobrych browarów), bo miał już dość rozczarowań piwami austriackimi. I w sumie wybrał lepiej. Do każdej deski jest dołączona przekąska i oczywiście szklanka wody.


Rozbawiło mnie to, że na ścianie mieli wypisane różnice między gueuze a gose. Pamiętam, jak kilka lat temu trzeba było tłumaczyć to polskim beer geekom, którzy narzekali, że Zacny Zalcman w ogóle nie przypomina gueuze.


Beer Street

Beer Street należy do tego samego właściciela, co Mel's. Z wierzchu lokal wygląda na zamknięty. Nikogo nie ma, na szybie jest kartka z prośbą o ciszę, żeby nie przeszkadzać dzieciom, które śpią wyżej.


Ludzie i piwa znajdują się w piwnicy. Jest 50 kranów z piwami i cydrami. Poza tym jest tłoczno, ciemno, głośno i gęsto od dymu papierosowego. W czasie naszego pobytu byli tam zarówno młodzi dorośli, jak i emeryci, którzy byli tak pijani, że ledwo trafiali w schody, wychodząc z pubu.


Zamówiliśmy dwa piwa z Bevoga - Kramah India Pale Ale i Baja Oatmeal Stout. Bevog okazał się jednym z "bezpieczniejszych" wyborów w czasie pobytu w Austrii. Piwa z tego browaru są na całkiem niezłym poziomie. I są miłą odmianą od klasycznych stylów.


Na koniec jeszcze jeden widok - tak wygląda Beer Street przy wejściu, na parterze. Nie ma żywej duszy.


The Highlander

Patriotyczny akcent - The Highlander znajduje się na Sobieskiplatz. Jak widać, jest to bardzo malowniczy plac. I przed brewpubem jest bardzo przyjemny ogródek.

 
Na miejscu warzone są trzy piwa i jest dostępna deska z całą trójką. Trafiłam na obsługę, która nie mówiła po angielsku, ale udało nam się porozumieć mieszanką niemieckiego i machania rękami. 


Zamówiłam deskę. Okazała się bardzo elegancka. I pasowała do wystroju pubu.


Piwa z kolei okazały się niezbyt dobre. Najmniej wadliwy był stout i mogę go od biedy polecić. Natomiast samo miejsce było - mimo sporych rozmiarów - bardzo przytulne.


Wieden Bräu

Oj, to było rozczarowanie. Nawet w porównaniu z pozostałymi wiedeńskimi browarami restauracyjnymi.


Z piwem marcowym było coś mocno nie tak. Zbyt ciepłe i rozgazowane. Dunkel był znośny.


Wieden Bräu stawia w dużej mierze na kuchnię. Nie testowałam. Może ratuje wizerunek tego miejsca.


7Stern Bräu

7Stern w ofercie ma to samo co większość (weizen, helles, dunkel, marcowe...), ale też dwie "specjalności" - lagery z chili i z liśćmi konopi.


Patrząc na zdjęcie, możecie się domyślić, co zamówiliśmy.


Weizen był przyzwoity. Nic specjalnego, ale nadawał się do picia. Trochę nijaki. A Hanf? Lager jak lager. Słodkawy, trochę kwiatowy. Dało się wypić.


I taka ciekawostka - automat z piwami.



Beaver Brewing Company

Jeżeli macie wybrać jedno piwne miejsce, które odwiedzicie w czasie pobytu w Wiedniu, to wybierzcie Beaver Brewing Company.


Wystrój jest dość nowoczesny, nawet mimo wykorzystania w niektórych miejscach klasycznej boazerii angielskiej.


Lokal serwuje kuchnię amerykańską. Zajrzałam niedługo przed zamknięciem, więc nie załapałam się już na jedzenie. Ale na piwo - tak.


Jest dziesięć kranów, ale tylko na dziewięciu są piwa. Nie wiem, co jest na dziesiątym. Czy cokolwiek jest. Są też butelki z innych browarów.


Za 9 euro można dostać deskę z sześcioma piwami (0,1 l.), przy czym nie ma możliwości wyboru. To zawsze będzie sześć pierwszych piw na kranach.


Spróbowałam w sumie siedmiu piw i wszystkie były OK, a niektóre nawet bardzo dobre. Beaver Brewing Company to zdecydowanie najlepszy brewpub, który odwiedziłam w Wiedniu.


Wiedeń ofertą piwną - podobnie jak wszystkim innym - nie zachwyca. Na pewno nie jest to dobre miejsce na wypad na piwo. Wiele innych europejskich stolic ma dużo więcej do zaoferowania beer geekowi.
_______________________________

Zobacz też:


Komentarze

  1. Zwiedzanie, obiad i piwko w dodatku z piękna pogodą to idealne połączenie.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz